Szedł ulicą bardzo wąską, dobrze, że jest przynajmniej chudy. Mętlik w jego głowie nie pozwolił zauważyć nawet jak chłodno było. Minę miał zmartwioną, od środka płakał, skowył. Pogubił się w rzeczywistości, którą sam stworzył. Idealne z pozoru dzieło odwróciło się o 180 stopni... A myślał, że będzie Homerem XXI wieku i napisze - sam sobie - Idyllę. Mylił się... Płakał, skowył.
W końcu wykrzyczał "PRAGNĘ", ale nie dokończył. Wstydził się tego, nie mógł dopuścić do wiadomości, że coś czuje. Zadawał sobie wciąż to samo pytanie "jak mogłem być tak nieodpowiedzialny?". Znajomi pukali się w głowę, nie rozumieli czego się bał.
Ulica zwężała się z każdą głębszą myślą. Głowa tak ciężka, szyja nie dawała powoli rady. On, coraz bardziej zmęczony dręczył się coraz gorszymi pytaniami, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. Zamknął oczy, uznał, że tak będzie dla niego lepiej. Płakał teraz w głos, chciał wyryczeć całe uczucie, które narodziło się w jego dotychczas nieskalanym tkliwością wnętrzu.
"Oszaleję! Nie chcę dłużej!" - wrzeszczał. Sam nie wiedział, czy oczekuje odpowiedzi, nie miał pojęcia czy ktoś oprócz niego podąża tą samą, ciasną ścieżką...
Nagle, ŁUP!, przypierdolił głową w mur, ujrzał światełka, twarze, przeróżne twarze... Nagle zupełnie zobojętniał na wszystkie cierpienia, których doświadczył podczas ostatnich godzin.
Otworzył oczy licząc, że ujrzy swe pragnienie... Zapomniał, że nie dokończył zdania.
No comments:
Post a Comment