chciałam napisać zdanie, które swą prostotą skomplikowałoby nawet najjaśniejsze umysły. ale nie umiałam. chciałam pozbawić świat szuflad. ale nie umiałam. analizowałam siebie, centymetr po centymetrze, bo jestem drogą krętą. ta twarz w lustrze to nic innego jak zagwostka, wiecznie stawiane coraz to nowe pytania oraz ulegające nieustającym zmianom stwierdzenia. poraz kolejny z głośników rozbrzmiewa (niekoniecznie ta sama) smutna melodia, poraz kolejny ze spoczynku wstają myśli. nie mija minuta, a dudnią już po czaszce, kłębią się jak pierdolnięte, chcą pokazać się światu w każdej możliwej formie. słowa już je znudziły, już nie chcą być literami ułożonymi w [bez]sens. chwila...monitor oddala się i zbliża, dziwnie się czuję.
jedno jest pewne: konflikt został rozwiązany - kocioł przestał przyganiać garnkowi. biba w domu, festyn w mieście.
oczywiście nie obędę się bez z-reguły-pejoratywnych-spostrzeżeń. w tym tygodniu tylko jedno mam, ale potężne. mianowicie pogłębiam się w sobie, duszę się we własnym sosie, a potem opycham się własnym JA aż boli mnie brzuch. i, kurwa mać, wszystko byłoby naprawdę w porządku, gdybym uzyskiwała odpowiedź. czekam na wyjaśnienie po co nawsadzano do mojego filmu tyle efektów specjalnych? ja rozumiem, że jakość obrazu ma być najlepsza, rozumiem, że fabuła z werwą, ale na co te krachy systemu, bunty, protesty, krzywe akcje? potem to mnie mówią, że spierdoliłam...a to nie moja wina, że załamuje mi się w gałce ocznej elipsa.
PS: dawno nie pisałam nic o dziewczynach
PS 2: jest taka jedna, ale
PS 3: a fe jej mina...
PS 4: jaki z tego morał?
PS 5: częściej winna się uśmiechać
2008/03/06
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment